Pierwszy niuch? Subtelny, ale przyjemny. Na froncie delikatna zielona herbata, przypominająca chłodny napar z senchy w letni poranek. W tle klasyczne cytrusy od chmielu grejpfrut, odrobina limonki. Całość lekko ziołowa, trawiasta, bez przesadnej intensywności. Zaczyna się gładko. Średnia pełnia, niska słodycz. Zielona herbata daje delikatną taninowość i ziołową wytrawność, co bardzo fajnie kontruje delikatnie słodowe tło. Chmielowa goryczka przyjemna, raczej miękka niż agresywna. nic nie gryzie w język. Finisz czysty, lekko cierpki, nieco przypominający cold brew z herbaty. To nie jest piwo, które wali Cię herbacianym liściem przez twarz. Raczej subtelne, spokojne, bardzo pijalne. Taki "zen w butelce" - idealne do popijania w gorący dzień, może nawet do sushi albo tajskiej sałatki. Nie jest to piwo do analiz i kontemplacji przez godzinę. Ale jeśli lubisz herbatę i lekkie APY - Tea Master dostarczy Ci ciekawej, nietypowej przygody.